W
dniach 12 – 19 lipca 2010 roku 24 najmłodszych zawodników Stoczniowca Płock
(roczniki 1998 – 2003) uczestniczyło w obozie szkoleniowym zorganizowanym przez
firmę s. Oliver - generalnego sponsora drużyny mistrzów Polski KKS Lech Poznań.
Oprócz nas w obozie uczestniczyli chłopcy z Dankowic i Bielska Białej czyli
terenów, które w dość poważnym stopniu ucierpiały podczas tegorocznej powodzi.
Woda zniszczyła nie tylko domy, ale i wiele boisk piłkarskich. Głównym
punktem obozu była właśnie możliwość gry z gwiazdami Lecha, które biją się o
prawo gry w Lidze Mistrzów. Spotkanie składało się z dwóch dziesięciominutowych
połów i było niezwykłą frajdą dla 59 chłopców z Pasjonata Dankowice, Rekordu
Bielsko-Biała i Stoczniowca Płock.
Trener Lecha Jacek Zieliński posłał do boju najsilniejszy skład - taki, jaki
grał w Baku przeciwko Interowi. Rywale mieli jednak przewagę liczebną - i to
cztery do jednego. Zespół Dzieci składał się z 59 graczy, z których aż 44
jednocześnie biegało po boisku. Było więc czterech bramkarzy, czterech lewych
obrońców itd. Szybko się jednak okazało, że takie ustawienie dla tych młodych
chłopców nie ma większego znaczenia, bo gry tylko przejmowali piłkę, to co
najmniej 30 szarżowało na bramkę Krzysztofa Kotorowskiego, a później Jasmina
Burica. Lechitom ciężko było więc uwolnić się spod opieki rywali, bo gdy np.
Sławomir Peszko jednym zwodem minął trzech młodych adeptów futbolu, to zaraz
obok siebie miał trzech kolejnych. - Było jak w mrowisku - śmiał się
prawoskrzydłowy Lecha.
Arbitrem tego niecodziennego meczu był prezydent Poznania Ryszard Grobelny. Pod
koniec pierwszej połowy dopatrzył się przewinienia Dimitrije Injaca i podyktował
rzut karny dla Dzieci. Bartek Gajda z Dankowic pokonał Krzysztofa Kotorowskiego
i ręce zawodników ubranych w czerwone koszulki powędrowały w górę. Cieszyło się
także siedem tysięcy kibiców Lecha!
Gdy mecz dobiegał końca, na boisku byli już wszyscy chłopcy w czerwonych
strojach. Ale i w Lechu liczba zawodników zwiększyła się do mniej więcej
dwudziestu. - Chyba tylko trenera Jacka Zielińskiego nie ma jeszcze na boisku -
śmiał się prowadzący spikerkę red. Marek Lubawiński z Głosu Wielkopolskiego.
Tłok zrobił się ogromny, ale żaden gol już nie padł. - Dla tych chłopców to była
niesamowita przygoda. Grali na prawdziwym stadionie i niech to wielkie przeżycie
pomoże im w życiowej karierze - przyznał prezydent Poznania.
Przy tej okazji hostessy prowadziły zbiórkę pieniędzy dla powodzian.
GALERIA ZDJĘĆ Z TEGO SPOTKANIA >>>
______________________
Autor tekstu i zdjęć: edmunddantes
|